Strony

środa, 28 czerwca 2006

O przewadze wyższej inteligencji nad niższą

Zacząć muszę od starego dowcipu o rybkach i inteligencji. W oryginale w dowcipie tym występował milicjant, ale jako że milicjantów już w Polsce nie ma, pozwoliłam sobie go trochę zmienić.

A więc tak:
Pewien pan na przykładzie akwarium, chciał zademonstrować swojemu koledze przewagę wyższej inteligencji nad niższą, przesuwając palec po ściankach akwarium. Za palcem podążała rybka, wykonując jednocześnie typowy dla swego gatunku ruch pyszczka.

- Widzisz? Jako jednostka o wyższej inteligencji sprawiam, że rybka, o niewątpliwie znacznie niższym poziomie podąża za moim palcem, naśladując jego ruch.

Kolega nie odpowiadał. Po chwili ciszy, ów pan spojrzał na kolegę, aby skontrolować przyczynę milczenia. Okazało się, że kolega wpatruje się jak zahipnotyzowany w rybkę, wykonując ustami ruch charakterystyczny dla rybek.

Tyle tytułem wstępu.

A teraz, aby nikt nie miał wątpliwości, kto w naszej rodzinie góruje inteligencją, przytoczę pewną wymianę zdań:

Danusia (płaczliwie) - Stasiu lulała brum-brum! (Staś zabrał mi samochód)
Ja - Stasiu, lulałeś Danusi brum-brum?
Staś - Nie, nic jej nie lulałem!

A to przykład tylko jeden z wielu. Trochę wstyd się przyznać, że dwulatka góruje nade mną inteligencją, ale cóż, takie są fakty! ;)



poniedziałek, 26 czerwca 2006

Prezent

Podzielę się z Wami prezentem, który Danusia dostała
od Giepe. Mam nadzieję, że Gosia nie będzie miała mi
za złe tego, że jej wiersz tu opublikuję - ale szkoda, 
by coś tak dla nas miłego nie zostało ujawnione. 
Gosiu, ślicznie Ci dziękujemy, a szczególnie 
mała solenizantka. Jestem pod wielkim wrażeniem! 
Nasza rodzinka po raz pierwszy stała się tematem wiersza! 


Dnia pewnego w internecie

innym od naszego świecie
były sobie Ladorusie.
Mama, tata, syn i córka
i maleństwo w brzuszku mamy
o wielkości wręcz ogórka.

Syn na imię miał Staś Wielki,
bo uwielbiał jeść brukselki.
Jadł ich dużo, jadł wytrwale,
by móc kiedyś w wielkiej chwale
zabić smoka olbrzymiego,
który zbliży się do niego.
Mama z tatą byli dumni,
że się syn tym będzie trudnił.
Czy z podziwu dla ich synka
nie uśmiecha się wam minka?
Poza Stasiem Ladorusiem
mamy jeszcze tu Danusię
Panna mała, roześmiana,
jak bułeczka tak rumiana.
Bryka, skacze, klaszcze, śpiewa
i co rusz do Stasia biega,
by zapytać go o zdanie:
"Jak wyglądam w tym turbanie?"
Ta Danusia, ta kochana,
często mamie kradnie z rana
jakiś kremik, jakąś szminkę,
jakiś wałek lub też spinkę.
Stroić kocha się szalenie.
Chce być piękna jak marzenie.
Lubię często do nich zerkać.
Lubię jak się bawią w berka.
Lubię patrzeć jak się śmieją
i tak świetnie rozumieją.
Powiem jeszcze wam w sekrecie,
że Danusia już dwa latka jest na świecie.
Dziś ma właśnie urodziny
i od rana stroi miny.
Na życzenia piękne czeka
od wirtualnego człeka.
PS. Karta Martynki (patrz poprzedni post) spadła niestety na 3 miejsce, a więc nadal namawiam do głosowania :)***

piątek, 23 czerwca 2006

Można pomóc

Dziś nietypowo...

Rodzice rocznej Martynki zbierają pieniądze na operację (wszelkie informacje w linku). Z pomocą przyszedł im przyjaciel, robiąc projekt karty kredytowej na konkurs,  organizowany przez ING Bank Śląski oraz Toyotę. Nagrodą za I miejsce jest samochód, który w razie wygranej rodzice postanowili sprzedać i w ten sposób sfinansować operację córki. Projekt jest moim zdaniem bardzo ładny i wygląda tak:

  

Jeśli projekt się Wam podoba i chcecie pomóc Martynce, proszę kliknąć: Głosuj.
Jest szansa na wygraną, gdyż projekt jest w tej chwili na drugim miejscu. Można głosować z kilku adresów email.

Polecam wszystkim pragnącym pomóc.

czwartek, 22 czerwca 2006

Solenizantka



Danusia prosiła mnie, żebym w jej imieniu wszystkim podziękowała za życzenia i ciepłe słowa. Dzięki Wam to był naprawdę wyjątkowy dzień, również dla mnie :)***

A dziś kolejne moje "dziecko" obchodzi urodziny - rok temu powołałam do życia blog o Ladorusiach. Pierwsza notka uległa skasowaniu przez niedoświadczoną blogowiczkę, ale faktem jest, że powstała równo rok temu. Zapraszam na szampana!

PS. Jeśli ktoś wysyłał wczoraj do mnie maila na mój adres na onecie, to niestety moja skrzynka była przepełniona i nic nie doszło. Dziś już działa, można słać :) 

środa, 21 czerwca 2006

Cały świat dwóch lat

Nie mogłam wczoraj zasnąć. Wciąż myślałam o tym, co się działo dwa lata temu. Z jednej strony trudno uwierzyć, że już dwa lata minęły od tamtych dni, a z drugiej - nie potrafię sobie przypomnieć, co było wcześniej, jak żyliśmy zanim ta mała istotka do nas dołączyła. Luka w pamięci i już.

Była niedziela. Już parę dni minęło od planowanego terminu porodu, więc kontrolnie udałam się do szpitala na KTG. Leżałam dość długo przypięta do aparatury, gdyż położnej wciąż było mało aktywności dzidziusia. W końcu zabrała wydruk do lekarza dyżurnego, który stwierdził, że powodów do niepokoju nie ma, chociaż maleństwo zachowuje się dość leniwie, ale z uwagi na to, że to już sporo po terminie, lepiej będzie, gdy zostanę na oddziale. Pojechaliśmy więc do domu, zjedliśmy wspólnie obiad, zabrałam wielką torbę i zameldowałam się na oddziale. Następnego dnia mieli mi podłączyć oksytocynę.

Leżąc na patologii ciąży zawsze czuję się trochę jak na koloniach. Gromada młodych dziewczyn, którym w większości nic specjalnego nie dolega, więc plotkują, chichrają się i generalnie jest miło. Moją sąsiadką była świetna dziewczyna, którą bardzo dobrze zapamiętałam. Opowiadała mi o swoich dwóch synkach, zapalonych wędkarzach, o "szynce rybowej" - jedynej którą uznawali, o swoim życiu, o małym Stasiu w jej brzuszku. Gadałyśmy prawie do północy. Ja miałam lekkie skurcze, które jednakże zaczęły się nasilać. Gdy już dziewczyny usnęły, te skurcze nie dały mi spać, poszłam więc do dyżurnej położnej. Podłączyła mnie do KTG. Wygląda na to, że już się zaczęło, bez kroplówki na szczęście. Stasia rodziłam pod kroplówką i bardzo chciałam zobaczyć, jak się rodzi bez wspomagania oksytocyną.

Każdej kobiecie życzę, by trafiła pod opiekę takich położnych, jak ja. Ta pani na dyżurze zajęła się mną, robiła wszystko, żeby mi ulżyć, zagadywała mnie, zmuszała wręcz do opowiadania o rodzinie, o pracy - wszystko byle moje myśli odciągnąć od bolesnych skurczy. Po jakichś dwóch godzinkach przewiozła mnie na porodówkę, gdzie dostałam się pod opiekę drugiej cudownej położnej. Było tak spokojnie, wszyscy spali, porodówka pusta i prawie zupełnie ciemna. Nie będę udawać, że nie bolało, bo nikt w to nie uwierzy, ale wiedziałam, że to już niedługo się skończy. Lekarz został wezwany dopiero w końcowej fazie porodu. To wszystko przebiegło tak spokojnie, w ciszy, bez akompaniamentu krzyczących obok kobiet. Dopiero wtedy dowiedziałam się, że urodziłam dziewczynkę. Położono mi ją na brzuchu i to jest ten moment, który na zawsze zapada w pamięć.

A teraz to już taka duża panna...

Dziś od rana sama sobie podśpiewuje "Golaś, golaś, niechzije ziiiije nam!"
Staś namalował dla niej laurkę, na której jest zamek, królewna i kwiatek. On też zaśpiewał siostrze "Sto lat!"
W żłobku Danusia zostanie przebrana za królową, usiądzie na honorowym miejscu i wraz z dziećmi zjedzą tort, który robiłam wczoraj do późnej nocy.
A później pójdziemy na lody i będziemy czekać na urywające się telefony z życzeniami i może na jakichś niezapowiedzianych gości.

Cudownego życia, Kochana Córeczko...

poniedziałek, 19 czerwca 2006

Kopciuszek rocznik 1972

Uległam wczoraj usilnym prośbom Stasia, żeby spośród ogromnej ilości jego klocków LEGO wybrać mu specjalne klocki do budowy dużych rycerzy z serii Knights & Kingdom. Tak właściwie od jakiegoś czasu myślałam o tym, żeby posegregować te klocki, bo teraz trudno tam coś znaleźć. Na środku pokoju usypaliśmy ogromną górę z klocków, zza której ledwo Stasiowi wystawała głowa. Synek oczywiście obiecał mi pomagać, no i oczywiście natychmiast zajął się budowaniem, od czasu do czasu wrzucając dla pozorów jakiś klocek do pudła. Po pewnym czasie nawet pozory mu się znudziły.

Postawiłam sobie szczytne zadanie posegregowania klocków na podstawowe typy, czyli osobno rycerze, osobno ludziki, Bionicle i reszta. Wydawało mi się to niezłym sposobem na niepogodę, a przy okazji chciałam obejrzeć serial na TVP2, przy którym zazwyczaj prasuję ;) Tak więc siadłam przy tej górze jako ten Kopciuszek wybierający groch z popiołu. Po pewnym czasie zaczęłam się zastanawiać, czy Kopciuszek nie miał jednak łatwiejszego zadania. Przy tym miał pomocników, a do mnie żadne gołąbki nie raczyły przylecieć na pomoc. Skończył się jeden serial, potem drugi, zaczęły się mecze... a ja jak przywiązana tkwiłam przy tej górze. Skończyłam po 4 godzinach z obolałymi plecami. Kto mi teraz postawi pomnik za cierpliwość? I po jakim czasie te wszystkie klocki trafią znów do jednego pudła?

Jak to się mówi: Odwaliłam kawał dobrej, nikomu niepotrzebnej roboty ;)

sobota, 17 czerwca 2006

Wyjątkowy dzień

Miłość szczęśliwa. Czy to jest normalne,
Czy to poważne, czy to pożyteczne -
co świat ma z dwojga ludzi
którzy nie widzą świata?
[W. Szymborska]

Dziś jest wyjątkowy dzień. Maua i DP rozpoczynają nową drogę życia, razem.

  

Kochani, życzymy Wam, żeby było Wam cudnie i stokrotkowo!
Niech Wasza Rodzinka kocha się i wspiera i niech Wam zawsze świeci słońce.

 

Tego Wam życzą: Danusia, Staś, Ania i Jarek


PS. Czekamy na relację z Raju Utraconego i na zdjęcia, z rogami lub bez ;)

piątek, 16 czerwca 2006

Niewiarygodne

To niewiarygodne, jakich spustoszeń potrafi dokonać dwulatka bez użycia rąk, a jedynie pupy i dwóch nóżek...



wtorek, 13 czerwca 2006

Weekend


Miniony weekend spędziliśmy u Dziadków w Grudziądzu. Jest tam duży dom, ogród wraz z sadem, piaskownica oraz 4 kotki, z czego dwa malutkie. Wyobrażałam sobie, że dzieci przez dwa dni będą bawić się w ogródku, a ja sobie odpocznę, pomogę mamie itp. Okazało się, że nawet w piaskownicy jestem koniecznie potrzebna, a gdy na chwilę znikałam, odzywała się syrena alarmowa marki Danusia. Tak więc przez dwa dni robiłam setki babek, kopałam tunele, budowałam zamki z piasku i co parę minut chodziłam oglądać kotki. No ale dzięki temu użyłam świeżego powietrza, zamiast kisić się w domu. Dzieci też nawdychały się na zapas. Na szczęście pogoda dopisała, bo jeszcze w piątek wieczorem, patrząc na strugi deszczu za oknem, martwiłam się perspektywą dwóch dni w czterech ścianach. W sobotę rano niespodziewanie stał się cud i pogoda zmieniła się diametralnie.



Fajnie byłoby mieszkać za miastem. Można o świcie wyjść do ogródka w piżamie, można jeść czereśnie prosto z drzewa, jeśli ktoś się nie boi pszczół. W sadzie są ule sąsiada, z tego względu chodziłam na czereśnie dopiero wtedy, gdy pszczoły szły spać, a i tak bałam się, że zaraz się obudzą i przerobią mnie na poduszkę do igieł. Ale czereśnie prosto z drzewa warte są odrobiny ryzyka.

Sąsiad, ten od pszczół, okazał się zapalonym myśliwym. Przyszedł pochwalić się, że ustrzelił z wiatrówki dwa szpaki na naszych czereśniach. Co więcej, jednego z martwych ptaków powiesił na drzewie, że niby ma odstraszać inne skrzydlate łasuchy. Obawiam się, że to nie ptaki zostaną w ten sposób zniechęcone do łasowania ;)

Wyjeżdżając na weekend myślałam sobie, że nasza rodzinka odpocznie nareszcie od Shreka. Jakie było moje zdziwienie, gdy zrywając czereśnie usłyszałam męski głos wołający "Fiona, Fiooooona!". Fiona okazała się pieskiem niewiele większym od chomika, a jazgotliwym jak osiołek ("łosiołek", jak mawia Danusia). Ciekawe, czy piesek o zachodzie słońca ulega przemianie, a jeśli tak, to w kogo/co. Chociaż może lepiej nie być zbyt ciekawym... ;)

Fajnie było. Żal było wracać do miasta, a Danusia już w poniedziałek zażyczyła sobie, żeby znów jechać do Babci. Mam nadzieję, że następnym razem będzie tam czuła się jak u siebie i nie będzie się awanturować, gdy mnie straci z zasięgu wzroku. No i już niedługo zaczną się maliny...



wtorek, 6 czerwca 2006

Męska stałość

Wieczorem kładę się obok Stasia, by go uśpić. Staś leży na boku, twarzą do mnie.

- Mamusiu, będę całą noc spać na tym boczku i będę na ciebie cały czas patrzył!
- Ale przecież nie da się patrzeć przez sen.
- Da się, zobacz, mamusiu! - mówi, zerkając na mnie spod przymkniętych powiek.

Minęło może pół minuty, gdy Staś odwrócił się do mnie tyłem, mówiąc:

- Już nie będę dłużej patrzył na ciebie, mamo.
- Dlaczego? - pytam zaskoczona.
- Bo już mi się znudziłaś.

Tak to już jest, kobiety - nie dajcie wiary w męskie zapewnienia o stałości ich uczuć.

Zastanawia mnie tylko, czy aktualna jest jeszcze propozycja małżeństwa, którą Staś złożył mi parę godzin wcześniej. Pewnie nie, kto chciałby mieć taką nudną żonę...

czwartek, 1 czerwca 2006

Święto... z łezką

Wczoraj wieczorem:

- Stasiu, a wiesz, że jutro będzie święto wszystkich dzieci?
- Wszystkich? Nawet takich dużych, jak ja? - zapytał mój kochany czterolatek.

Przed pójściem spać długo patrzyłam, jak mój "średnio duży" i "prawie dorosły" synek, jak o sobie sam mawia, mocno przytula przez sen Danusiowego misia. Dzielny rycerz, nieustraszony pogromca smoków, bohater ratujący królewny - a taki jeszcze malutki...

 roza  roza  roza 

Dzień Dziecka rozpoczął nam się dość smutno - musiałam iść ze Stasiem na pobranie krwi, żeby rozstrzygnąć, czy w końcu wyzdrowiał. Czy po miesiącu siedzenia w domu i łykania lekarstw, nareszcie to się skończy i Staś będzie mógł normalnie wychodzić na dwór i bawić się z dziećmi? Wyniki będą jutro - i niech lepiej będą dobre!

Spokojnie weszliśmy do przychodni, ale gdy Staś spostrzegł, że kierujemy się do pokoju, gdzie pobierana jest krew, wpadł w histerię, w jakiej jeszcze nigdy go nie widziałam. Rzucał się, kopał, krzyczał okropnie... Momentalnie rozbolała mnie głowa. Na szczęście pani doktor napisała na skierowaniu, że ma wejść bez kolejki, więc nie trwało to długo. Przytulałam go mocno do siebie, szepcząc mu do ucha o tym, jak zaraz pójdziemy do sklepu kupić mu prezent na Dzień Dziecka. Gdy się uspokoił, zażyczył sobie rycerza, którego widział niedawno w pobliskim markecie. Poszliśmy tam - i tu kolejne rozczarowanie - stoisko zlikwidowane, a spośród zabawek nie było nic, co by mogło go zainteresować. No to szybko na rynek, do ulubionego stoiska Stasia z klockami LEGO. O nie, zamknięte! Na szczęście otwarta była jakaś budka z zabawkami, gdzie Staś wybrał sobie jakiś zestaw rycerski i już spokojny powędrował do domu razem z ciocią. Po drodze kupiłam mu jeszcze koszulkę Crazy Frog w okazyjnej cenie 10 zł i pobiegłam do pracy.

Mam nadzieję, że ten dzień, chociaż zaczął się dla nas tak nieprzyjemnie, będzie miły dla wszystkich dzieci - tych małych, średnio-dużych i nawet zupełnie dorosłych. Czego Wam wszystkim życzę, Kochani!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...