Strony

czwartek, 22 sierpnia 2013

Sierpniowe wojaże

Nareszcie i na mnie przyszła pora na urlop! Przyznaję, że ostatnie dni przed urlopem były dość ciężkie, upał był nie do zniesienia, tym większa przyjemność z tych paru wolnych dni. Zatem w ostatnim dniu roboczym przed sierpniowym weekendem, zaraz po pracy, zapakowaliśmy bagaże i naszą uroczą Basię i ruszyliśmy w dal.

Pierwszym przystankiem była Warszawa, gdzie gościnnie przyjęli nas Monika i Piotr, czyli moja kochana siostrzenica z mężem. Dojechaliśmy dość późno, bo drogi przed długim weekendem były zatłoczone, mimo to dzieci niezmordowane bawiły się do północy, gdy dorośli siedzieli nad kieliszkiem wina, ciesząc się swoim towarzystwem.

We czwartek w Warszawie było mnóstwo pokazów i uroczystości, ale my zdecydowaliśmy się na zwykły spacer po Starówce. Staś chciał przede wszystkim odwiedzić pomnik Małego Powstańca, który zrobił na nim duże wrażenie podczas wycieczki szkolnej. Trochę błądziliśmy, ale w końcu GPS nas doprowadził na miejsce.



Błąkaliśmy się spokojnie, ciesząc się piękną pogodą, jedząc lody i robiąc masę fotek. Weszliśmy również na taras widokowy:


Panowie nie zdecydowali się na wspinaczkę po schodach, za to wykorzystali ten moment na pożarcie lodów - bez nas! Na zdjęciu poniżej, w postaci dwóch kropek, czarnej i białej. Z lodami.


Emilcia zaprzyjaźniła się z Kubusiem Puchatkiem. Starsze dzieci nie zdecydowały się, chociaż miały wyraźną ochotę poprzytulać się do wielkiego micha.


Wieczorem ruszyliśmy w dalszą drogę, do miłej miejscowości Bełżyce niedaleko Lublina, gdzie mieszka moja siostra Ula wraz z mężem Staszkiem i synem Pawłem. Spędziliśmy tam bardzo miłe chwile, głównie leniuchując. Jarek zrobił znowu kilkaset kilometrów na rowerze, a ja z przyjemnością spędzałam czas w kuchni wraz z siostrą. Korzystaliśmy też z darów warzywniaka. Szczególny mój zachwyt wzbudzały pomidory, bez szczypty chemii, słodkie prawie jak brzoskwinie. Zjadałam je całymi kilogramami, jeszcze ciepłe od słońca. Normalnie Toskania.

Co dość zaskakujące, jak się dowiedzieliśmy, w pobliskim Wojciechowie znajduje się ZOO "w którym jest nawet tygrys!". Wybraliśmy się tam, nie wiedząc czego można się spodziewać po ZOO w tak niewielkiej mieścinie. Faktycznie, chociaż ZOO jest niezbyt wielkie, ciekawych zwierząt było dość sporo: wielbłądy, antylopy, małpy, lwy i pumy. Niestety te ostatnie drapieżniki nie miały zamiaru opuszczać swych domków, więc możemy jedynie słowu pisanemu na tabliczce wierzyć, że tam naprawdę były ;) W każdym razie polecamy podróżującym po województwie lubelskim: http://www.zoowojciechow.pl.

Dzieciom najbardziej podobały się sympatyczne osiołki...
...i wiewiórki (widać?)

Największym wydarzeniem weekendu była wycieczka do Parku Linowego nad Zalewem Zemborzyckim. "Zaliczyliśmy" już kilka parków linowych, ale ten był z nich zdecydowanie najbardziej atrakcyjny. Emilka mogła po raz pierwszy przejść się trasą dla maluchów, nie wymagającą przygotowania ani szczególnych umiejętności:



Danusia i Staś zrobili po kilka kółek na trasach dla dzieci i dla średniozaawansowanych. Miło było popatrzeć, jak świetnie sobie radzą, zawstydzając niektóre dorosłe osoby na trasie. Danusia kica po drzewach jak mała wiewiórka.



Staś natomiast wcielił się w rolę Toma Cruise'a z Mission Impossible, zdobywając kolejne szczyty. A w każdym razie wspinając się nucił sobie wiodący motyw filmu.

Na zdjęciu wygląda raczej jak Spiderman.
Zostaliśmy tam aż do zmroku (Staś był ostatnią osobą wpuszczoną na trasę tego dnia).


Szkoda tylko, że humory popsuło nam na koniec przykre zdarzenie. Danusia zorientowała się, że chwilę wcześniej zostawiła na ławce torebkę. Niestety ktoś już ją sobie wziął. To bardzo smutne, bo Danusia trzymała tam wszystkie swoje skarby (nie pytajcie, po co nosiła je ze sobą). Nie obyło się bez łez. Medalik z I Komunii Św., kolczyki i takie tam drobiazgi. Jest to nauczka na przyszłość, a ja nie mogę powstrzymać się od wrogich myśli o osobie, która przywłaszczyła sobie ten skromny, dziewczęcy dobytek.

Jest jeszcze jedna nieoceniona atrakcja Bełżyc, czyli kilkunastoletnia sąsiadka Ania. Dzieci wręcz uwielbiały się z nią bawić, a gdy Ania była zajęta pomaganiem mamie, nosy były spuszczone na kwintę i brak było jakichkolwiek pomysłów na zabawę. Nie ma Ani - nie ma zabawy! Ania miała mnóstwo cierpliwości do dzieci i niekończące się pomysły i dzieci już za nią tęsknią, szczególnie dziewczynki.



No i lody, dużo lodów, gofry i inne pychotki z lodziarni Kotków. Pyszne, ogromne porcje, w cenach znacznie niższych niż u nas.

Ekstaza...

Dzieci zażyły dużo świeżego powietrza, trochę poprzyglądały się pracy w gospodarstwie, przynajmniej mają naoczne pojęcie, skąd się biorą jajka i że pomidory rosną na krzaczkach, a ziemniaki pod ziemią. Mam nadzieję, że im się to nie pomyli ;)

Dziękujemy za cudowną gościnę!


wtorek, 6 sierpnia 2013

Grunt to mieć plan

Na wstępie krótki raport z realizacji postanowień międzysylwestrowych:

- woda w brzuchu mi chlupie, mało się nie przeleje - to najprostsze z postanowień i najlepiej mi wychodzi ;)
- nad włoskim nieco przysypiam, ale może coś mi do głowy przesiąknie przez sen, zdarzały się takie przypadki,
- Staś czyta Narnię, Danusia - Dzieci z Bullerbyn, a Emilka robi zestawienie dotyczące ras psów, wyglądające bardzo profesjonalnie,
- a co do narzekania, trochę ponarzekam poniżej, ale chyba w efekcie będzie konstruktywnie.

Dzisiejszy post miał być niemal apoteozą moich dzieci, tego jak świetnie sprawują się, gdy jestem w pracy, jakie są samodzielne i w ogóle. Od paru dni przez większość dnia są same w domu i muszą same o siebie się troszczyć, a wychodzi (lub wychodziło) im to całkiem nieźle. Staś sprawuje pieczę nad siostrami, robi im śniadanie, podgrzewa obiad, a one mają mu pomagać i nie przysparzać kłopotów. Tak to wyglądało w pierwszych dniach i sprawiało, że serce wręcz mi rosło. Za to dziś...

Dzwonię do domu, jest godzina 12.30. Pytam Stasia, co zjedli na śniadanie.

- Śniadanie? Yyyy... właśnie miałem zrobić.
- Jak to miałeś zrobić? Przecież już prawie trzynasta!
- Już trzynasta? To lecę robić, pa mamo!

Aż się zatrzęsłam. Pewnie dorwali się do szafki ze słodyczami, to i głodni nie byli, no jasne.

Godzina 14.30, dzwoni Staś.

- Mamo, właśnie podgrzewam parówki, ale powiedziałem Danusi, że nie dostanie, póki się nie ubierze.
- To ona o tej porze jest w piżamie?
- Tak, obie są w piżamach!

No to pięknie... Zapewne cały dzień upłynął im przed telewizorem. Faktycznie, co innego mogą robić same w domu. Na dwór nie wyjdą, bo jest za gorąco, więc najłatwiej zająć się głupawymi serialami.

Myślę, że mam na to sposób: napisałam im szczegółowy harmonogram zajęć na jutro, obejmujący pobudkę, posiłki, czas na czytanie i zabawy oraz zadanie do wykonania dla każdego. Zobaczymy, jak sobie z tym poradzą i czy uda im się właściwie kontrolować czas.

Nie jestem zwolenniczką harmonogramów, ale muszę dać dzieciom coś, czego mogą się trzymać. W przeciwnym razie całkiem się rozbestwią przez te wakacje i później nie dadzą sobie rady z rygorem szkolnym. Mam nadzieję, że plan i zadania potraktują jako wyzwanie i zabawę, a nie jak dyby, w które chciałabym je zakuć ;)







niedziela, 4 sierpnia 2013

Postanowienia nienoworoczne

Tak sobie już od paru dni myślę, że parę rzeczy warto by było zmienić w życiu moim i rodziny, aby było lepsze, zdrowsze i pełniejsze. Wprawdzie to przełom lat sprzyja postanowieniom, ale ponieważ podejmujemy je co roku i po chwili zazwyczaj z nich rezygnujemy, może takie niestandardowe zasady będą łatwiejsze do dotrzymania? A że niedawno minęło 7/12 roku, więc niestandardowo tę okazję uczczę w ten właśnie sposób :)





1. Będę piła więcej wody, czyli zostanę akwistką (Dziś moda na picie wody opanowała cały świat, tymczasem już w bardzo dawnej Polsce zwracano uwagę na osoby pijące dużo tego życiodajnego płynu. Nazywano ich "akwistami" (z łac. "aqua" 'woda')). Piję zdecydowanie za dużo kawy i herbaty, a te płyny odwadniają organizm, chociaż niby są napojami. Mojej skórze przyda się trochę nawilżenia od wewnątrz. A więc od dziś - co najmniej litr wody dziennie!

2. Zacznę regularnie uczyć się włoskiego. Na razie noszę wszędzie przy sobie zeszyty do nauki, ale niestety nie wyszłam poza pierwszą lekcję. Bardzo chcę się nauczyć tego języka, więc koniec z odkładaniem na później - jedna lekcja dziennie, choćby nie wiem co.

3. Będę więcej czytać dzieciom. W wakacje jest to o tyle trudne, że biegają do późna po dworze, a potem zanim zjedzą kolację i umyją się, robi się okropnie późno. A tyle jeszcze książek chciałabym z nimi poczytać, zanim będą za duże...

4. Postaram się, aby dzieci samodzielnie również czytały więcej. Dostałam od mojej szefowej całą masę fajnych książek dla dzieci, ze dwie półki. Są to głównie książki o przyrodzie, o świecie, encyklopedie i przewodniki, pięknie wydane i ciekawe. Oczywiście nie ma mowy o żadnym zmuszaniu czy nakłanianiu, ale mam nadzieję, że gdy stworzę odpowiednie warunki (o tym dalej), dzieci same będą po nie sięgać. Dziś zasnęły obłożone książkami: Danusia i Emilka czytały o rasach psów, a Staś o największych katastrofach ludzkości. Mam nadzieję, że nie będzie to miało wpływu na jego sny!

5. Aby dzieci czytały więcej wystarczy... ograniczyć im TV i gry komputerowe. Łatwo powiedzieć, nie tak łatwo wprowadzić w życie, ale zrobię wszystko, by dzieci zrozumiały, jak wielką stratą czasu jest telewizja.

6. Punkt szósty dotyczy gotowania. Do tej pory najłatwiej było mi ograniczać się w kuchni do potraw, które lubią dzieci, czyli głównie kurczak i spaghetti. No, nie aż tak drastycznie, ale prawie. Postaram się bardziej urozmaicić jadłospis, wszak w internecie inspiracji nie brakuje. Dziś na przykład przyrządziłam bakłażana z mozarellą - pycha! Ale dzieci nawet nie próbowałam tym częstować, zjedliśmy to sobie z mężem we dwoje. Małymi kroczkami dzieci też dadzą się namówić na kosztowanie nowych smaków. To już nie te czasy, gdy Staś prawie zwymiotował, gdy go nakłoniłam do zjedzenia łyżeczki surówki z kapusty pekińskiej.

7. Nie narzekać! Nigdy i na nic, nawet w myślach. Narzekanie to "magnes na szajs". Ogólnie - więcej pozytywnych myśli, więcej uśmiechu, cierpliwości i pogody. Proste. Reszta przyjdzie sama.

To by było na tyle. Te moje postanowienia są prościutkie i łatwe w realizacji, a jak wiele mogę, a właściwie możemy zyskać!

A zatem, skoro postanowienia przygotowane, odpalamy szampana i... wszystkiego najlepszego w dalszej części już nienowego 2013 roku!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...