10 kwietnia skończył się mój urlop macierzyński.
Wzięłam trochę urlopu wypoczynkowego, wracam do pracy po długim weekendzie, czyli 7 maja.
Wczoraj byłam razem z dziewczynkami odwiedzić firmę w której pracuję. Moja szefowa twierdzi, że już bardzo za mną tęsknią. Zaproponowała mi też 6-godzinny dzień pracy przez pierwsze 3 miesiące przy pensji w normalnej wysokości. Prawda, że to wspaniała propozycja? Cieszę się bardzo, ale i tak nie będzie mi łatwo.
Szczerze mówiąc myśl o powierzeniu dzieci komuś obcemu wywołuje u mnie mdłości. Fakt, że Staś i Danusia chodzili do żłobka, ale to co innego. Tam pracują kompetentne, wykwalifikowane osoby. Teraz niestety w żłobku nie ma miejsca, zresztą są też inne powody, dla których nie chcieliśmy wysyłać dziewczynek do żłobka. Danusia idzie od września do przedszkola, więc stresowanie jej powrotem do żłobka na jakieś 2-3 miesiące uznaliśmy za niepotrzebnie szkodliwe. I tak niedługo wakacje i okres przerw w działalności żłobka i przedszkola, więc nie obejdziemy się bez pomocy osób trzecich. Ale szczerze mówiąc nie miałam pojęcia, że znalezienie niani do dwojga dzieci jest takie trudne... Dałam ogłoszenie do anonsów i spodziewałam się, że od rana będą się urywać telefony, chociaż mój mąż był bliższy prawdy twierdząc, że nikt nie zadzwoni. Odebrałam jeden, dosłownie jeden telefon. Zadzwoniła kobieta z wyraźną desperacją w głosie. Powiedziała, że wprawdzie nie ma doświadczenia jako niania, ale ma własne dziecko w wieku 1.5 roku, a więc umie zajmować się dziećmi. Na moje pytanie, kto pod jej nieobecność będzie zajmował się jej dzieckiem odparła, że tatuś. Chociaż bardzo mi jej żal, niestety nie powierzyłabym jej swoich dzieci. Nie wierzę, że mogłaby wkładać serce w opiekę nad cudzymi dziećmi, zostawiając w domu własne.
Młode dziewczyny pracują teraz jako baby sitters albo au pair gdzieś na zachodzie, czemu trudno się dziwić, porównując zarobki tu i tam. A te starsze wolą jedno, odchowane już trochę dziecko i gdy słyszą o 5 miesięcznej Emilce, trochę się krzywią. Poza tym ja bym chciała kogoś z polecenia, bo wiadomo, referencje mogą się mijać z prawdą. No i to wszystko ostatnio psuje mi trochę wiosenny nastrój. Najchętniej posiedziałabym w domu do września, ale groziłoby to znacznym pogorszeniem stosunków w pracy, może w ogóle nie miałabym dokąd wracać... Finansowo też trudno by nam było wyżyć z jednej pensji. I tak nie wiem, jak to będzie, gdy trzeba będzie płacić pensję niani, no ale te parę miesięcy jakoś przeżyjemy.
No ale Aniu, głowa do góry. Wierzę, że nie tylko znajdę opiekunkę do dzieci, ale i będzie to poprostu superniania! Trzymajcie kciuki.
Wzięłam trochę urlopu wypoczynkowego, wracam do pracy po długim weekendzie, czyli 7 maja.
Wczoraj byłam razem z dziewczynkami odwiedzić firmę w której pracuję. Moja szefowa twierdzi, że już bardzo za mną tęsknią. Zaproponowała mi też 6-godzinny dzień pracy przez pierwsze 3 miesiące przy pensji w normalnej wysokości. Prawda, że to wspaniała propozycja? Cieszę się bardzo, ale i tak nie będzie mi łatwo.
Szczerze mówiąc myśl o powierzeniu dzieci komuś obcemu wywołuje u mnie mdłości. Fakt, że Staś i Danusia chodzili do żłobka, ale to co innego. Tam pracują kompetentne, wykwalifikowane osoby. Teraz niestety w żłobku nie ma miejsca, zresztą są też inne powody, dla których nie chcieliśmy wysyłać dziewczynek do żłobka. Danusia idzie od września do przedszkola, więc stresowanie jej powrotem do żłobka na jakieś 2-3 miesiące uznaliśmy za niepotrzebnie szkodliwe. I tak niedługo wakacje i okres przerw w działalności żłobka i przedszkola, więc nie obejdziemy się bez pomocy osób trzecich. Ale szczerze mówiąc nie miałam pojęcia, że znalezienie niani do dwojga dzieci jest takie trudne... Dałam ogłoszenie do anonsów i spodziewałam się, że od rana będą się urywać telefony, chociaż mój mąż był bliższy prawdy twierdząc, że nikt nie zadzwoni. Odebrałam jeden, dosłownie jeden telefon. Zadzwoniła kobieta z wyraźną desperacją w głosie. Powiedziała, że wprawdzie nie ma doświadczenia jako niania, ale ma własne dziecko w wieku 1.5 roku, a więc umie zajmować się dziećmi. Na moje pytanie, kto pod jej nieobecność będzie zajmował się jej dzieckiem odparła, że tatuś. Chociaż bardzo mi jej żal, niestety nie powierzyłabym jej swoich dzieci. Nie wierzę, że mogłaby wkładać serce w opiekę nad cudzymi dziećmi, zostawiając w domu własne.
Młode dziewczyny pracują teraz jako baby sitters albo au pair gdzieś na zachodzie, czemu trudno się dziwić, porównując zarobki tu i tam. A te starsze wolą jedno, odchowane już trochę dziecko i gdy słyszą o 5 miesięcznej Emilce, trochę się krzywią. Poza tym ja bym chciała kogoś z polecenia, bo wiadomo, referencje mogą się mijać z prawdą. No i to wszystko ostatnio psuje mi trochę wiosenny nastrój. Najchętniej posiedziałabym w domu do września, ale groziłoby to znacznym pogorszeniem stosunków w pracy, może w ogóle nie miałabym dokąd wracać... Finansowo też trudno by nam było wyżyć z jednej pensji. I tak nie wiem, jak to będzie, gdy trzeba będzie płacić pensję niani, no ale te parę miesięcy jakoś przeżyjemy.
No ale Aniu, głowa do góry. Wierzę, że nie tylko znajdę opiekunkę do dzieci, ale i będzie to poprostu superniania! Trzymajcie kciuki.
stare komentarze |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz