Parę lat minęło, co nie?
Emilka, która ma już lat 14, bierze udział w programie Erasmus. Niestety pandemia uniemożliwiła wyjazdy zagraniczne, a dzieciaki mogą się spotkać jedynie online. W ramach takich spotkań, Włosi zorganizowali warsztaty pieczenia pizzy. Świetny pomysł, prawda?
Gdy nadszedł dzień spotkania, produkty według listy już czekały. Niestety Emilka wpadła na Zooma trochę spóźniona, bo wcześniej była u lekarza. Natychmiast zgubiła się w tym, co po kolei trzeba było zrobić, by uzyskać idealne ciasto na pizzę. Po pierwsze, drożdże Włochów były suszone, a Emilka miała świeże. Po dramatycznym przeszukaniu szafki, znalazły się suche drożdże, szczęściem nawet nie przeterminowane! W kolejnym punkcie, podczas wlewania wody do mąki, zrobiła się powódź na stolnicy, czemu towarzyszyła powódź łez. Niestety trudno mi było temu zaradzić, gdyż w tym czasie przebywałam kilka kilometrów dalej, przy swoim biurku w pracy.
Pewnie na tym by się skończyła przygoda z włoską pizzą, ale na szczęście z pomocą przybył brat. Zdecydowali wrzucić produkty do malaksera, co z pewnością potępiłaby niejedna włoska mamma, ale co tam, liczy się efekt! Z całą resztą Emilka poradziła sobie znakomicie, czasami konsultując się ze mną na messengerze. Zrobiła sos do pizzy, rozprowadziła ciasto na blaszce, ułożyła składniki - i voilla!